piątek, 30 stycznia 2009

I znowu wip

Z jakiegoś dziwnego powodu, wydawało mi się kiedyś, że przecież wystarczy jedna rozbabrana robótka na raz. Skąd u licha wzięło mi się takie niedorzeczne wyobrażenie(widać młoda i durna byłam)?
Właściwy stan rzeczy to przecież kilka prac, każda na innym etapie.
Człowiek lubi mieć wybór, więc taki stan rzeczy jest naturalny. Tym bardziej, gdy jeden sweter czeka na jakikolwiek odruch miłosierdzia z mojej strony (czarny golf), drugi na lepsze druty (jaaaaaaaaaaaaap - zamówiłam knitpicksy! zamówiłam knitpicksy! zamówiłam, knitpicksy!...), a przestoje na drutach niewskazane. Więc (no wiem- od więc nie zaczyna się zdania) nie mam przestojów. Będę miała za to nowe skarpetki.

P1020285

W rzeczywistości są słodsze, i ładniejsze, i w ogóle.

Obawiam się, że wsiąkłam w amerykańską skarpetkomanię na całego. E tam, wcale się nie obawiam - własnoręcznie wydziergane skarpeciochy są super i mają wszystkie skarpetki pod sobą - howk.

A zaległe prace, wymagające innych technik, leżą i pokwikują. Niech ktoś mnie kopnie w tym temacie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails