wtorek, 18 marca 2008

Ostrzelana

Oj! Jak ja dawno nic nie pisałam! A tu tyle się dzieje. Przede wszystkim zostałam ustrzelona – w dodatku wielokrotnie. Ile razy? Chyba nie zliczę…
Dlatego też nie wymieniam snajperów.

Zasady zabawy już chyba wszyscy znają? Nie? No to przypominam:

1.podać linka do bloga osoby która nas ustrzeliła – upssssssssssss
2.napisać na swoim blogu zasady strzelaniny
3. wypisać 6 śmiesznych/błahych/nieistotnych (wersje tego punktu „regulaminu” bywają różne) rzeczy na swój temat
4. ustrzelić kolejne 6 osób (ileeeeeeeee?)
5. uprzedzić ustrzelone osoby zostawiając komentarz na ich blogach


Skąd u licha mam wziąć 6 śmiesznych rzeczy na swój temat? Jestem co prawda kompletną wariatką ale żeby tak od razu śmieszną ;)))

No to do dzieła:

  1. Znana jestem z tego, że czasami „słyszę po swojemu” – i wtedy żadna ludzka siła (no prawie żadna) mnie nie przekona, że w oryginale, taka na przykład piosenka, brzmi inaczej. I tym sposobem przez wiele miesięcy w pewnym znanym utworze pana Piotra Rubika słyszałam „pieczęć na tyłku” (chyba z oznaczaniem koni i bydła mi się skojarzyło), długo też szukałam piosenki ze słowami „you are angel” (po drodze milion razy pomyślałam „co za nieuk to napisał? z takim babolem” no ale, że melodia mnie urzekła – twardo szukałam) i znalazłam w końcu, tytuł „You are my joy”….
    O licznych innych kwiatkach z litości dla samej siebie nie wspomnę.
  2. Ta historia dugo krążyła po rodzinie w charakterze anegdoty.
    Miejsce akcji – centrum miasta tuż po roku 1989, w mieście szał na nowomodne sklepy i ogólna moda na zachód. Szczególnie sklepy „pewnego rodzaju” rosły jak przysłowiowe muchomorki po letnim deszczu. 8 letnia (mniej więcej) Ania na spacerze z tatą i wujkiem czyta napisy na wszystkich możliwych witrynach. I tu pada sławne pytanie „Tatusiu a co to jest szop?!”. Dodam tylko, że napis na witrynie głosił „sex shop”.
  3. Nie wiem czemu mój instruktor na kursie prawa jazdy twierdził, że przybyło mu kilka siwych włosów przeze mnie (notabene mój rówieśnik). Przecież każdemu mogą się mylić pedały hamulca i gazu – a że akurat ciężarówka na nas jechała, albo ktoś zajeżdżał drogę – ojeju nooooo.
    Dobrze, że chłopak miał refleks.
  4. Na tym samym kursie miałam irytujący (podobno) zwyczaj zadawania pytań. Może chodziło o to, że pytałam się „czemu?” na ogół po słowach instruktora, które brzmiało jakoś tak „hamuj do %&^*$@%&”.
    No i dokładnie ten sam numer zrobiłam podczas egzaminu. Jednym z warunków zdania było wtedy tzw. „nagłe hamowanie” szanowny pan egzaminator w pewnym wybranym momencie wrzeszczał „HAMUJ” i należało wtedy jak najszybciej depnąć po hamulcu. Oczywiście musiałam spytać „dlaczego?”, w końcu droga była puściutka.
    Zdałam za pierwszym razem - jakby ktoś pytał.
  5. W sezonie zimowym, w środkach komunikacji miejskiej zazwyczaj kładę rękawiczki na kolanach. Na właściwym przystanku po prostu wstaję i wychodzę z pojazdu. Co drugi raz zapominam o rękawiczkach. I wiecie co? Jeszcze mi się nie udało zgubić tych rękawiczek.
  6. W podstawówce nie przyznawałam się do moich muzycznych „idoli”. No bo jak wspominać o Czerwonych Gitarach skoro cała dziewczęca część klasy kocha się w New Kids on the Block? Zawsze byłam dziwnym dzieckiem….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails