Jakiś czas temu, zafascynowana
filcowankami Oli, postanowiłam się zmierzyć z techniką filcowania igłami. Zamówiłam co trzeba, jak grzeczna uczennica przerobiłam
pierwszą część kursu Oli, połamałam większość igieł, zanotowałam w mojej bardzo dobrej (ino krótkiej) pamięci, że koniecznie muszę zamówić następne - bo zabawa wszak przednia, a zrobienie figurki (Voo Doo) szefa - kuszące, i ...zapomniałam.
Moje filcowe wypociny znalazłam dopiero po roku:



Krzywe toto i nieco niedorobione ale i tak podtrzymuje zdanie, że zabawa świetna (nieco kłująca - co potwierdzi mój lewy kciuk, igła usiłowała przejść na wylot) - będą dalsze takie drobiazgi*. Na brak pomysłów nie narzekam. A może i na mokro pofilcuje?
*
kiedyś....