Introwertyk plus blog to jednak nie do końca udane połączenie. Tzn. udane tylko strasznie nudne - owocuje wpisami raz w miesiącu. Nawet rzadziej - jak widać na załączonym obrazku. Notce konkretniej, a jeszcze konkretniej częstotliwości notek.
Front robótkowy stoi - nie kwiczy, po prostu stoi. Z braku czasu. I chęci. Bo ja w stresie i nerwach nie potrafię.
A były i stresy, i nerwy, i brak czasu, i milion drobiazgów po drodze.
Bo moja krakowska babcia zafundowała mi rozrywkę. Pewnej pięknej nocy, trzy tygodnie temu, wizytę w łazience zakończyła klasycznym zaliczeniem gleby. Z licznymi atrakcjami dodajmy. No nie licznymi- z jedną podstawową atrakcją - złamaną szyjką kości udowej.
SOR (4 bite godziny- no litości), potem w końcu przyjęcie na oddział, potem zabieg (udany - jupiiiii), potem nerwy czy będzie chodzić, jak sobie poradzimy i dwa miliony innych problemów (takich, których normalna dusza nie wymyśli- moja jest akurat stuknięta więc wymyśla co się da).
A w tym wszystkim ja - pomiędzy pracą, szpitalem, obiadami, porządkami i dziadkiem (też ciężko chorym).
Powoli mi stres mija - nawet zaczynam przesypiać porządnie noce. Minie całkowicie to może i wena robótkowa wróci? Oby, bo mam już zaległe prezenty do wykonania, no i Święta wielkimi susami się zbliżają...
Front robótkowy stoi - nie kwiczy, po prostu stoi. Z braku czasu. I chęci. Bo ja w stresie i nerwach nie potrafię.
A były i stresy, i nerwy, i brak czasu, i milion drobiazgów po drodze.
Bo moja krakowska babcia zafundowała mi rozrywkę. Pewnej pięknej nocy, trzy tygodnie temu, wizytę w łazience zakończyła klasycznym zaliczeniem gleby. Z licznymi atrakcjami dodajmy. No nie licznymi- z jedną podstawową atrakcją - złamaną szyjką kości udowej.
SOR (4 bite godziny- no litości), potem w końcu przyjęcie na oddział, potem zabieg (udany - jupiiiii), potem nerwy czy będzie chodzić, jak sobie poradzimy i dwa miliony innych problemów (takich, których normalna dusza nie wymyśli- moja jest akurat stuknięta więc wymyśla co się da).
A w tym wszystkim ja - pomiędzy pracą, szpitalem, obiadami, porządkami i dziadkiem (też ciężko chorym).
Powoli mi stres mija - nawet zaczynam przesypiać porządnie noce. Minie całkowicie to może i wena robótkowa wróci? Oby, bo mam już zaległe prezenty do wykonania, no i Święta wielkimi susami się zbliżają...
jakies lacze musi byc miedzy nami bo juz od dluzszego czasu myslam o tobie i martwilam sie o zdrowie twojej rodziny. powodem tego bylo wlasnie twoje milczenie. wcale nie jestem zaskoczona, ze domyslilam sie powodu twojej nieobecnosci.
OdpowiedzUsuńprosze przekaz babci i dziadkowi zyczenia blyskawicznego powrotu do zdrowia, a sama trzymaj sie i daj znac jesli bedziesz potrzebowac pomocy.
skrzacik
No nareszcie się odezwałaś!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby życie Ci wróciło do normy :-)
Lauro, Magbod - więc dzięki Wam wróciłam ;))) coś mnie ewidentnie przyciągało
OdpowiedzUsuńLauro- nie wiem czy jest co podziwiac, ot sytuacja życiowa i rodzinna wygląda jak wygląda - musiałam się "spiąć" i dorosnąć w końcu ;))
Magbod - dziękuję w imieniu swoim i dziadków
Ata- dziękuję, kciuki na pewno się przydadzą
Aniu trzymam kciuki za dziadków i zmniejszające się stresy!!
OdpowiedzUsuńNo i trzymam też za to żeby Twój introwertyzm chociaż na blogu przynajmniej w lekki ekstrawertyzm przeszedł! Uściski
Madziu - dziękuję.
OdpowiedzUsuńAle tylko lekki ;))) żebym w przesadę nie popadła.